- Szczegóły
-
Utworzono: środa, 05, luty 2014 15:48
Po raz czwarty "Saloon literacki" - czyli "Stowarzyszenie Coolturalnych Zapian" wybrał się do Krakowa. A w Krakowie.... jak to w Krakowie....
Dziennik z podróży.
Dzień pierwszy: 27.01.2014
godz. 0.07
Pociąg relacji Szczecin - Przemyśl przyjechał i odjechał punktualnie. Mimo - "sorry takiego" klimatu :D
godz. 0.07 - 3.00
Jedziemy. Jest fajnie. Gadamy, gramy, wygłupiamy się.
godz. 3.00 - 6.30
śpimy naprzemiennie: raz ten, raz tamten. Niektórym udaje się nawet chrapać.
godz. 6.41.
wjeżdżamy na Kraków Główny. Choroba, przecież doba hotelowa zaczyna się o 14.00!
godz. 6. 50 - 7.10
trochę siedzimy na dworcu, żeby nie być za wcześnie w hotelu. Zimno...
godz. 7.10
teraz chyba nie będzie za szybko? Idziemy....
godz. 7.20
Jesteśmy w hotelu. Dacie wiarę - jeszcze się nas nie spodziewali ?!?!?
W ciągu kilkunastu minut pakują nas do pokojów. Znowu śpimy naprzemiennie. Wybieramy się do teatru zapłacić za bilety. Po drodze pijalnia czekolady "Wedel". Yyyy, nie ma o czym mówić.... się nie będziemy chwalić milionem pochłoniętych kalorii...
godz.10.00 - 18.00 trochę, śpimy, trochę chodzimy "wstępnie" po Krakowie - mieszkamy przecież w samiusieńkim centrum. Zamawiamy pizzę, pierogi i co tam kto chce do hotelu, bo nie dajemy rady ze zmęczeniem. PKP dysponując ośmioosobowe przedziały dla podróżnych niszczy tabuny zwykłych śmiertelników.
po 19.00 - pierwsza wyprawa na lodowisko....
a potem: SPAĆ!!!
Dzień drugi: 28. 01. 2014
wstajemy, jemy śniadanie. potem na Rynek. Odchodzimy statecznym krokiem Sukiennice. Wiatr duje. Idziemy do Kamienicy Szołayskich. A wiatr duje. Zwiedzamy dwie wystawy: tę o Szymborskiej ("Szuflada") i o Młodej Polsce ("Zawsze Młoda..."). Obie cudne... Mimo ostrzeżeń - jedno z nas włazi w obraz i uruchamia alarm oraz strażnika. Samokrytyka uwalnia gapę od kary więzienia :D
Kacper wciela się w Helenę Modrzejewską, a Daniel w Wernyhorę. Po tych emocjonujących przeżyciach idziemy na obiad. Dokąd? Jak od zawsze - do Koko!!! http://www.gospodakoko.pl/
Po południu - szykowanko przed wyjściem do teatru. Tym razem na "Pokój na godziny" Pavla Landovský'ego z panią Urszulą Grabowską i panami: Markiem Boguckim, Wojciechem Leonowiczem oraz Pawłem Sanakiewiczem. Wracamy rozanieleni, a chłopcy nawet - tanecznym krokiem, tańcząc po drodze "Jezioro łabędzie". Szczególnie chętnie - na pasach.
Dzień trzeci:
guzdrzemy się rano straszliwie. Na szczęście przychodzi po nas pani Przewodniczka (https://www.facebook.com/zwiedzanie.krakowa?fref=ts) i zabiera nas na Kazimierz. Dowiadujemy się co nieco o funkcjonowaniu Żydów w Polsce przed II wojną światową i zwiedzamy zabytek UNESCO - krakowską dzielnicę żydowską. Oglądamy 3 synagogi, cmentarz żydowski, ale także.... kościół - Bazylikę Bożego Ciała (tę od św. Stanisława Kazimierczyka). Bywamy też w różnych dziwnych i magicznych miejscach: na ulicy Kupa, Krokodyli, a w pubie Singer przechodzimy przez szafę.... Potem? Najpierw do Koko, potem do Wedla. A wiatr nadal duje....
Wieczorkiem: łyżwy i Galeria Krakowska. Skonani wracamy ze śpiewem na ustach przez Krakowskie Plantacyje Miejskie, zwane Plantami :D
Dzień czwarty:
znowu mamy za sobą poranną grzebaninę... Ale za to biegniemy do pani Marty Przewodniczki, która przez Mały Rynek, a potem przez Rynek i jego kościoły, przez Sukiennice i obok nieistniejącego Ratusza prowadzi nas najpierw na Uniwersytet, później do Kościoła o.o. Franciszkanów (szopka i fantastyczny witraż Wyspiańskiego! http://s3.flog.pl/media/foto/3163812_stan-sie.jpg) a potem na Wawel - mimo dującego wiatru. Zwiedzamy, rzecz jasna, Muzeum Archidiecezjalne z włócznią św. Maurycego, Katedrę z grobami królów i Wielkich Polaków, wdrapujemy się do dzwonu Zygmunta, a potem gnamy sprawdzić, czy da się zwinąć damę. Albo chociaż samą łasiczkę. Nie daje się :/ No to do Koko - na obiad. Z kompocikiem. A potem do Muzeum Narodowego. Bo czeka malarstwo XIX w. - Podkowiński, i Matejko, i Malczewski, i Chełmoński, i ... Ku naszemu zdziwieniu spędzamy tam sporo czasu...A na koniec dnia - opierając się porywom wiatru - na łyżwy!
Dzień piąty - ostatni....
śniadamy, sprzątamy, pakujemy się i idziemy zwiedzać podziemia krakowskiego Rynku. Polecamy to arcyciekawe multimedialne krakowskie muzeum. Dowiedziawszy się co nieco o Wicie Stwoszu i jego ołtarzu lecimy jeszcze do Bazyliki Mariackiej. Potem pożegnalny już obiad w Koko i powoli ruszamy w stronę Galerii. Nareszcie przestało wiać!! Kupujemy bułki i wleczemy się marszem żałobnym na peron. A potem już tylko ponad 7 godzin kawałów, wygłupów i ... nostalgii za tym niezwykłym genius loci. Nic to, pojedziemy za rok! M.W.